Skip to content

Latest commit

 

History

History
18 lines (15 loc) · 6.96 KB

antysemityzm-pl.md

File metadata and controls

18 lines (15 loc) · 6.96 KB

Antysemityzm PL

[ https://www.facebook.com/groups/105245343201246/permalink/1234907876901648/ ]

Jan Tomasz Gross ,,Sąsiedzi. Historia zagłady żydowskiego miasteczka"

Po przeczytaniu „Złotych żniw” Jana Tomasza Grossa, zapoznałem się z pierwszą głośną publikacją tego autora, a więc z „Sąsiadami” („historia zagłady żydowskiego miasteczka”), która traktuje o zbrodni dokonanej w Jedwabnem przez Polaków na Żydach. Pozycja kultowa, oczyszczająca, otwierająca nowy etap w naszej historii. Nie boję się tych patetycznych słów, albowiem mam wrażenie, że gdyby nie Gross, to dalej u znacznej części społeczeństwa dominowałby pogląd o zawsze odważnym, bohaterskim i pokrzywdzonym narodzie polskim. Na szczęście historia nigdy nie jest ani czarna, ani biała. W „Sąsiadach” autor w przystępny sposób opisał to, co doprowadziło do wydarzenia z 10 lipca 1941 roku, kiedy to Polacy dokonali w Jedwabnem pogromu na swoich żydowskich sąsiadach. Finałem było spalenie ponad 1500 Żydów w stodole. Samo wydarzenie zaś nie jest już opisywane przystępnie, albowiem dużo w tej książce brutalnych fragmentów pochodzących z relacji bezpośrednich świadków. Czytamy więc już na pierwszych stronach: „Jakuba Kaca ukamieniowali oni [Polacy] cegłami, a Kraweckiego zakłuli nożami, później wydłubali mu oczy i obcięli język. Męczył się nieludzko przez 12 godzin dopóki nie wyzionął ducha. Tego samego dnia zaobserwowałem straszliwy obraz: […] obie z niemowlętami na rękach widząc co się dzieje poszły nad sadzawkę, woląc raczej utopić się wraz z dziećmi, aniżeli wpaść w ręce bandytów. […] Spalano brody starych Żydów, zabijano niemowlęta u piersi matek, bito morderczo i zmuszano do śpiewów, tańców itp. […] Pokrwawieni, skaleczeni, zostali wepchnięci do stodoły. Potem stodoła została oblana benzyną i podpalona, po czym poszli bandyci po żydowskich mieszkaniach szukając pozostałych chorych i dzieci. […] dzieci wiązali po kilka za nóżki i przytaszczali na plecach, kładli na widły i rzucali na żarzące się węgle”. Nieco później natrafiamy na równie wstrząsającą relację: „Nie byłam przy tym, jak obcinali głowy ani jak zakłuwali Żydów ostrymi tykami. To wiem od sąsiadów. Nie widziałam też jak nasi kazali się topić młodym Żydówkom w stawie. Widziała siostra mojej mamy. […] Widziałam jak katowali Żydów w bożnicy i jak skatowanego Lewiniuka, który jeszcze dychał ludzie żywcem zakopali… Zapędzili wszystkich do stodoły. Oblali naftą z czterech stron. Trwało wszystkiego dwie minuty, ale ten krzyk… Mam go w uszach”; „[…] córce nauczyciela chederu, którą wszyscy znali, bo uczyli się u niej w domu czytać po hebrajsku […] obcięto głowę i zabawiano się potem, kopiąc ją jak piłkę”. Szokuje opis grzebania ciał: „[…] trupy były ze sobą splecione jak korzenie. Ktoś wpadł na pomysł, żeby rozdzierać po kawałku i zrzucać te kawałki do wądołów. Przynieśli widły od ziemniaków, rozrywaliśmy jak szło: to głowę, to nogę…”. Zarzuca się Grossowi, że nie ukazuje on bohaterstwa i martyrologii naszego narodu. Zarzut całkiem chybiony. Od tego są setki innych historyków, pieczołowicie piszących w IPN-nie i tysiące nauczycieli wbijających do głów „jedyną prawdę” na lekcjach polskiego i historii. Od tego jest wreszcie Norman Davies… Autor „Strachu” wybrał sobie takie właśnie poletko (biorąc pod uwagę jego najnowszą książkę, brzmi to dość dwuznacznie…) i tym się zajmuje, ma do tego prawo. Potrzebujemy różnych punktów widzenia, a dzisiaj tak naprawdę – paradoksalnie! – coraz częściej skazani jesteśmy na jeden. Gross pokazuje, że przypadek Jedwabnego nie jest odosobniony, bo mordy i prześladowania miały też miejsce w innych, sąsiednich miasteczkach. Co ciekawe, w kolejnych pogromach brali udział często ci sami ludzie, którzy zjeżdżali się do kolejnych miejsc jak na odpust czy jarmark - by mordować. Ukazuje także tło ekonomiczne zbrodni, bo choć żydowscy sąsiedzi zostali zamordowani, to ich majątek nie został spalony. Do tego wątku autor powraca też w „Strachu”, w którym pieniądze są jedną z głównych przyczyn nienawiści do Żydów wracających do swych domów, zajętych już niejednokrotnie przez Polaków. Ciarki na plecach wywołuje pytanie rzucone w stronę jednego z wracających do swego gospodarstwa: „Herszek, to ty żyjesz?”… Kilku sprawców opisywanej zbrodni zostało ukaranych przez peerelowskie władze, procesy odbyły się w 1949 i 1953 roku, lecz przeprowadzono je niedbale, nie przywiązywano do tego wydarzenia odpowiedniej wagi. Ale także dzięki temu badacze mogą mieć pewność, że dokumentacja nie została spreparowana. Raczej nikomu nie zależało, by sprawa nabrała rozgłosu. Ta cisza trwała kilkadziesiąt lat i przerwał ją dopiero Gross. Myślę, że powinniśmy mu raczej dziękować. Ja nie uważam, że została zraniona moja duma, a naród jest poniewierany. Każda zbiorowość ma swoje triumfy i upadki, chwile bohaterstwa i totalnej degrengolady. Polacy nie mogą być wyjątkiem. Nie jesteśmy krystaliczni, nie jesteśmy Chrystusem narodów, jesteśmy tacy jak inni. „[…] gdyby nie było inwazji Hitlera na Polskę, to Żydzi jedwabieńscy nie zostaliby wymordowani przez swoich sąsiadów. […] tragedia jedwabieńskich Żydów jest tylko epizodem w wojnie na śmierć i życie, którą Hitler wydał światowemu żydostwu. A więc w wyższym, historyczno-metafizycznym sensie jemu należy przypisać odpowiedzialność za tę zbrodnię. Jednak bezpośredni w niej udział Niemców 10 lipca 1941 roku ograniczył się przede wszystkim do robienia fotografii i, jak już wspomniałem, filmowania przebiegu wydarzeń” – pisze Gross. Nie jest to żadnym pocieszeniem, ale autor jednak dostrzega – wbrew temu, co sugerują niektórzy – że wojna miała istotny wpływ na zachowania ludzi. Myśl banalna, lecz pomijana w dyskusjach o książkach tego socjologa, którego w prawicowych mediach kreuje się na przerażającego polakożercę. Obawiam się, że nie jesteśmy lepsi od naszych przodków – dziadków i pradziadków. Gdyby nadarzyła się okazja, także dzisiejsze społeczeństwo, a na pewno niektóre jego odłamy, chętnie pozbyłoby się pewnych mniejszości (szczególnie jeśli wiązałoby się to z bezkarnością i perspektywą wzbogacenia się). Jedwabieńskimi Żydami XXI wieku mogliby zostać homoseksualiści, świadkowie Jehowy, feministki, Cyganie czy nawet ci straszni „ekoterroryści” (i sami Żydzi, co oczywiste). Jeśli łysi bandyci w ciężkich butach mogą bezkarnie wyciągać rękę w hitlerowskim pozdrowieniu, krzyczeć „Pedały do gazu” (ewentualnie „Żydzi do gazu”) oraz wraz ze stadionową hołotą miotać rasistowskie, wulgarne obelg (przykład z Krakowa po derbach), to ja nie mam co do tego żadnych złudzeń. Czy reszta społeczeństwa okazałaby się odporna na te chore hasła? Optymistą nie jestem…